Czytelnia

NIE OPUSZCZAJ MNIE! – Alejandro Bullón

Neon zapalał się i gasł, reklamując nazwę nocnego klubu Extasy. Jednak życie Lilian było dalekie od ekstazy – zachwytu, uniesienia. Była wyziębnięta, głodna, zmęczona, wystraszona i przygnębiona.

Lilian bała się wejść do klubu. Wiedziała, że jeśli to zrobi, wkroczy na drogę bez odwrotu. Obawiała się, że sprzeniewierzy się wartościom, które ceniła, choć nieraz kwestionowała sens trzymania się tych wartości w okrutnym świecie.

Ale co mogła zrobić? Życie doprowadziło ją do tego rozdroża. W pewnym sensie, wchodząc tam, mogła ukarać Boga za trudne życie, na jakie ją skazał od dzieciństwa.

Weszła. Zaduch wewnątrz przyprawiał ją o mdłości. Był to odór fałszywych obietnic, zakazanych rzeczy, grzechu. Przeszedł ją dreszcz i serce jej zadrżało. Chciała wyjść, uciec. Ale dokąd mam uciekać? Z powrotem do życia w nędzy? Czasami człowiek musi wybierać to, czego nie chce. Nie mam wyboru. Muszę jakoś przetrwać. Próbowała przekonać samą siebie.

Usiadła przy wolnym stoliku i czekała na koleżankę, która miała ją przedstawić właścicielowi klubu. Mężczyźni, popijając drinki, pożerali wzrokiem dziewczyny tańczące na scenie. Ogłuszająca muzyka sprawiała, że trudno było zebrać myśli. Może to i lepiej. By przetrwać w takim miejscu, trzeba jakiegoś znieczulenia.

Kim ja jestem i co ja tutaj robię? – zadawała sobie pytanie. Sięgnęła myślami wstecz do lat dzieciństwa spędzonego na wsi. Jej pierwszym wspomnieniem było to, jak płakała przy zwłokach matki i wołała: Mamusiu, nie opuszczaj mnie!

Po raz pierwszy wypowiedziała wtedy te słowa, ale matka już nie mogła ich usłyszeć. Od tej pory Lilian wiele razy powtarzała te słowa w głębi serca, gdy czuła się osamotniona, gdy dopadały ją problemy. Jednak nikt nigdy jej nie słyszał. Nikt nie wiedział, że była głodna. Nikt nie wiedział, że było jej zimno. Nikt nie wiedział, że ojczym zgwałcił ją, gdy miała 10 lat.

Swoje nastoletnie lata przeżyła w ubogiej rodzinie. Skończyła liceum i zaczęła studia na architekturze. Musiała jednak z czegoś żyć. Przez dwa lata usiłowała jakoś przetrwać i kontynuować naukę, ale nie mogła znaleźć pracy, która pozwoliłaby jej na zdobycie wymarzonego wykształcenia.

Wtedy poznała Tinę.

— Nie musisz tak żyć – powiedziała jej Tina. – Jesteś młoda i ładna. Wielu mężczyzn oddałoby za ciebie życie.

Tina nie miała marzeń. Wydawało się, że interesuje ją tylko korzystanie z życiowych przyjemności. Była elegancko ubrana, jadała w luksusowych restauracjach, pozwalała sobie na drogie gadżety, a nawet wysyłała pieniądze matce, która opiekowała się jej dzieckiem w kraju, z którego pochodziła.

Tina, młoda ciemnoskóra dziewczyna o czarującym uśmiechu, była striptizerką. Czasem pozwalała się mężczyznom zapraszać na drinka, a później wychodziła z którymś z nich, jeśli dobrze zapłacił.

Przybycie Tiny wyrwało Lilian z zamyślenia.

— Nareszcie, dziewczyno! – rzekła Tina, przekrzykując piekielny hałas. – Przedstawię cię właścicielowi klubu. Opowiedziałam mu o tobie i zgodził się, by ci pomóc.

Tak to się zaczęło. Po tym wieczorze życie Lilian zmieniło się diametralnie. Początkowo tylko tańczyła na scenie. Nie umawiała się z mężczyznami. Jednak z czasem zaczęła palić papierosy i pić alkohol, a po pewnym czasie sięgnęła po narkotyki. Nadal brakowało jej pieniędzy. Czuła, że to, co zarabiała w klubie, nie było warte tego, co tam robiła.

Lilian nie pamiętała, jak to się stało. Pewnego dnia obudziła się w brudnym motelowym pokoju obok mężczyzny, którego nigdy wcześniej nie widziała i nigdy więcej nie chciała widzieć. Tego dnia poczuła, że sięgnęła dna. Ale pięć lat minęło szybko – lat pełnych samotności, rozpaczy i bólu. Początkowo poczucie winy było dotkliwe. Sumienie potępiało ją nieustannie. Czuła się brudna. Gdy udało się jej trochę zaoszczędzić i już miała wrócić na studia, została aresztowana i oskarżona o morderstwo. Dwa miesiące później uniewinniono ją i zwolniono z aresztu. Jednak wynajęcie adwokata pochłonęło całe jej oszczędności.

Utrata ciężko zarobionych pieniędzy i zaprzepaszczenie marzenia o zdobyciu zawodu architekta przybiły ją zupełnie. Straciła wszelkie hamulce i zatraciła się w rozpuście. Być może wierzyła, że zasługuje na ból, jaki zadawała sobie przez taki styl życia. Paradoksalnie w ten sposób karała samą siebie za swoje winy. Rok po roku upadała coraz niżej, aż nic nie zostało z tej dziewczyny, która miała marzenia i poszła na kompromis z sumieniem, by te marzenia zrealizować.

* * *

Wczesnym rankiem pewnej soboty Lilian leżała w łóżku w obskurnym motelowym pokoju i starała się zasnąć. Obok niej leżał obcy mężczyzna, który zapłacić jej za noc. Lilian płakała. Czuła się jak rzecz, którą każdy mógł kupić.

Włączyła radio stojące na szafce. Niezwykłe zdanie wypowiedziane przez kaznodzieję w radiu zwróciło jej uwagę:

— Dla Jezusa jesteś najważniejszą istotą na świecie.

Lilian poczuła dreszcz przebiegający po jej ciele. Przycisnęła ucho do głośnika radia i słuchała dalej.

— To nieważne, gdzie teraz jesteś – w szpitalnym łóżku czy w podróży, w więziennej celi czy w hotelu, nie mogąc zasnąć. Wiedz, że Chrystus kocha cię i umarł, aby cię zbawić. Nie myśl, że nie jesteś nic wart i że nie zasługujesz na to, co On dla ciebie uczynił. Owszem, ani ty, ani ja na nic nie zasługujemy. Nie uczyniliśmy nic, by zasłużyć na miłość Jezusa. Ale On nas kocha.

Wydawało się, że te słowa są kierowane specjalnie do niej. Lilian poczuła, że ten kaznodzieja wiedział, kim ona jest i jak żyła. Zdumiona słuchała dalej.

— Co musisz zrobić, by miłość Chrystusa stała się realna w twoim życiu? „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1 J 1,9). Aby wyznać grzechy, musimy przyznać się, że zgrzeszyliśmy. Musimy także zaakceptować fakt, że nie jesteśmy w stanie sami zmienić naszej sytuacji. Na co zda się lekarstwo komuś, kto nie przyznaje się, że jest chory i nie chce go przyjąć? Miłość Jezusa jest lekarstwem na wszelkie zło, ale grzesznicy muszą uznać swój stan i wyznać swoje grzechy. Komu powinni je wyznać? Dawid napisał: „Grzech mój wyznałem Tobie i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: Wyznam występki moje Panu; wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego” (Ps 32,5). Kaznodzieja mówił dalej:

         — Nie musimy wyznawać naszych grzechów drugiemu człowiekowi. Tylko Bóg może nam przebaczyć. To do Niego powinniśmy się zwrócić. „Jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy” (1 J 2,1).

Lilian z minuty na minutę była coraz bardziej zdumiona. Zawsze mówiono jej, że święci wstawiają się za nią w niebie, a teraz dowiedziała się:

— „Jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (1 Tm 2,5). Syn Człowieczy jest jedynym pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem. Jest tak dlatego, że tylko Chrystus może w pełni zrozumieć człowieka. Tylko On przeszedł przez dolinę bólu i cierpienia.

Myśl, że Syn Boży, może ją zrozumieć, wstrząsnęła Lilian. Kaznodzieja zapewniał o tym z naciskiem, więc Lilian słuchała go, wstrzymując oddech:

— Owego pamiętnego dnia na Golgocie Pan Jezus umierał nie za swoje winy. On prowadził święte życie i nigdy nie upadł, choć był kuszony. Tamtego dnia Mistrz z Nazaretu oddał życie za ciebie i za mnie. To my zasługujemy na śmierć. To my zbłądziliśmy i poszliśmy własną grzeszną drogą. „Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni” (Iz 53,5). Pójdź ze mną na Golgotę. Zamknij oczy i wyobraź sobie tę scenę męki i śmierci. Patrz, jak Pan Jezus zawisł na strasznym krzyżu. Zobacz, jak krwawił z licznych ran. Przyjrzyj się cierniom głęboko wbitym w skórę na Jego głowie. Posłuchaj szyderstw tych, którzy Go wydali na ukrzyżowanie. Czy Syn Człowieczy zasługiwał, aby umrzeć jak przestępca? Nie. Ale zgodził się na to z miłości do ciebie. Wbrew wszystkiemu dla Chrystusa nadal jesteś najcenniejszą istotą na świecie.

Kaznodzieja radiowy zakończył swoje wystąpienie wezwaniem:

— Czy nadal możesz twierdzić, że On cię nie rozumie? Czy nadal możesz sądzić, że On nie wie, co czujesz? On cię miłuje i czeka na ciebie z otwarty mi ramionami, gotów przyjąć cię w każdej chwili.

Lilian była głęboko poruszona. To przecież nie mogło być prawdą! Skąd ten człowiek z radia wiedział, jak się czuła? Rozpłakała się.

Gdy kaznodzieja wygłosił końcowy apel, spiker zabrał głos i powiedział:

— Wysłuchaliśmy kazania pastora Bullóna, który dzisiaj o godzinie 11 wystąpi na żywo na stadionie w naszym mieście. Wstęp wolny.

Lilian ucieszyła się. Postanowiła pójść na stadion i zobaczyć człowieka, którego usłyszała w radiu, oraz dowiedzieć się więcej o miłości Jezusa.

Gdy mężczyzna obok niej obudził się, zapytał ją:

— Dokąd cię podwieźć?

— Na stadion – odpowiedziała.

* * *

         O godzinie 11 zająłem miejsce za mównicą i otworzyłem Biblię. Gdy Jezus żył na ziemi, moc Jego słowa przywracała sprawność paralitykom, otwierała oczy niewidomych, a nawet wskrzeszała zmarłych. W Słowie Bożym jest moc. Nauczyłem się tego z własnego doświadczenia.

Tamtego poranka Słowo Boże dokonało cudu w sercu Lilian. Miłość Boża wypełniła zupełnie jej serce, mimo że wcześniejsze decyzje doprowadziły ją na dno. Tego dnia przeczytałem z Biblii następujący werset: „Kto ukrywa występki, nie ma powodzenia, lecz kto je wyznaje i porzuca, dostępuje miłosierdzia” (Prz 28,13).

         Wszyscy pragną przebaczenia, a wielu ludzi wyznaje swoje grzechy. Jednak niewielu jest gotowych je porzucić. Jednak by otrzymać zbawienie, musimy zarówno wyznać nasze grzechy, jak również okazać szczerą skruchę. Wielu ludzi myli skruchę z lękiem przed konsekwencjami grzechu. Skrucha to odczucie smutku, iż uraziliśmy Boga, który pragnie zmienić nasze życie.

Gdy Jezus żył na ziemi, powiedział: „Nie przyszedłem (…) wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników” (Mt 9,13). Jego wezwanie do skruchy jest skierowane do grzeszników. Dociera ono do tych, którzy pragną lepszego życia – do tych, którym brakuje wewnętrznego pokoju. Dociera do tych, którzy czują się bezwartościowi. To jest wezwanie skierowane do tych, którzy, przegrali swoje życie i zostali odrzuceni przez społeczeństwo. Tak właśnie czuła się Lilian.

Lilian nie wiedziała, co musi zrobić, by okazać skruchę. Odpowiedź na swoje pytanie otrzymała wprost z Biblii. Czytamy w niej, że to Boża dobroć prowadzi nas do skruchy (Rz 2,4). Skrucha nie rodzi się w sposób naturalny w naszym sercu, ale jest darem miłości Zbawiciela.

Lilian słuchała i łzy skruchy płynęły po jej policzkach. Nie płakała już z powodu doznanych cierpień. Płakała z powodu błędów, które popełniła. Jednocześnie zadawała sobie pytanie: Dlaczego dopiero teraz dowiedziałam się o tej niepojętej miłości Boga?

Mój głos przywołał ją do rzeczywistości:

— Dzisiaj jest dzień dobrej nowiny. Dzisiaj jest dzień zbawienia.

To było to. Lilian zrozumiała, że ma okazję zacząć nowe życie.

         — Przyjdź do Jezusa teraz – mówiłem. — Przyjdź taki, jaki jesteś. Przynieś Mu swoje zrujnowane życie, a On je odnowi. Przynieś Mu swoje puste serce, a On nada sens twojej egzystencji. Przynieś mu brudne karty swojej przeszłości i przyjmij z Jego rąk czystą kartę, na której napiszesz nową historię.

Lilian zmagała się ze sobą. Nie chciała podjąć pochopnej decyzji jedynie pod wpływem chwilowych emocji. Wreszcie nie była już w stanie dłużej opierać się głosowi Ducha Świętego i poddała się Chrystusowi.

„Przeto upamiętajcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze, aby nadeszły od Pana czasy ochłody” (Dz 3,19-20). Ochłoda. To właśnie czuła Lilian, opuszczając stadion wczesnym popołudniem. Pomimo upału panującego tego dnia czuła powiew przebaczenia i nowego życia jak uzdrawiający dotyk Jezusa.

* * *

Po latach znowu poprowadziłem spotkania ewangelizacyjne w tym samym mieście. Pewnego deszczowego wieczoru po wykładzie czekałem na osobę, która miała mnie odwieźć do hotelu. Gdy tak sobie siedziałem, podszedł do mnie jeden z moich współpracowników i powiedział:

— Ktoś chciałby z tobą zamienić słowo.

Stanęła przede mną elegancko ubrana kobieta. Wtedy jeszcze jej nie znałem. Nigdy wcześniej jej nie widziałem. Jednak najwidoczniej była przejęta tym spotkaniem.

— Czy mogę z pastorem porozmawiać jutro? Chciałabym coś opowiedzieć – coś, co dotyczy także pastora, a dzisiaj jest już dosyć późno.

Następnego dnia spotkaliśmy się i rozmawialiśmy. Kobieta ta była cenionym architektem, szczęśliwą żoną i matką dwojga dzieci. Była owocem Bożej miłości. Tak, miała na imię Lilian.

ALEJANDRO BULLÓN

Jest to skrót rozdziału z książki Alejandro Bullóna, pt. „Życie ma sens”, Wydawnictwo „Znaki Czasu”, Warszawa 2016.