Czytelnia

TEN, KTÓRY NAS GONI – Shawn Bruce

Bóg nie ma dziś zbyt dobrych notowań. Oskarża się Go o małostkowość, niesprawiedliwość, mściwość, megalomanię, mizoginizm, despotyczność. Czy słusznie?

            Znany ateista Richard Dawkins powiedział kiedyś:  „Starotestamentowy Bóg jest chyba najbardziej odpychającą postacią w całej literaturze. Jest to zazdrosny (czym zresztą się szczyci), małostkowy, niesprawiedliwy, pamiętliwy, mściwy, krwiożerczy megaloman, mizogin, homofob, rasista, ludobójca, dzieciobójca, sadomasochista, tyran i despota, który zsyła zarazy, dokonuje czystek etnicznych i morduje dzieci i niemowlęta”. Ojojoj!

            Bóg nie ma dziś zbyt dobrych notowań. Dawkins jest tylko jednym z wielu jawnych ateistów, którzy z całych sił pragną zniszczyć wiarę w Boga. Swój gniew wymierza głównie w Boga Starego Testamentu, ale w dzisiejszych czasach dla wielu ludzi wcale nie lepszy jest Bóg Nowego Testamentu. Prawdę mówiąc, niejeden z nas ma jakieś „ale” wobec Boga. Obojętnie, czy wierzymy w Jego istnienie, czy nie, myślenie o Nim rodzi nasze obawy. Całkiem niedawno siedziałem przy stoliku w uroczej kafejce w Nowej Anglii z sześcioma, siedmioma młodymi absolwentami najbardziej elitarnych uczelni amerykańskich. Spotykamy się co tydzień, aby podyskutować o wybranej książce i o Bogu. Tym razem pewna dziewczyna, zaczerwieniwszy się, wyrzuciła z siebie stek bluźnierstw. „Wy, chrześcijanie — poskarżyła się — myślicie, że pozjadaliście wszystkie rozumy. Tyle że Bóg, któremu służycie, jest pokręcony!”.

            Dziewczyna gniewała się, wręcz wściekała na Boga głównie dlatego, że choć na świecie panuje ból i cierpienie, to ten rzekomo kochający Bóg nie kiwnie palcem, tylko stoi sobie z boku z założonymi rękami. Oczywiście nie musimy mieć aż tak skrajnego podejścia do Boga, aby mieć o Nim fałszywe wyobrażenie. Może po prostu jest nam obojętny. Może wypaliliśmy się tą całą „zabawą w Kościół”.

            Może zmęczyło nas uganianie się za kimś, kto a nuż nie jest tego wart. A takie uganianie się wymaga nie lada zachodu: trzeba co tydzień chodzić do kościoła, modlić się codziennie, czytać Biblię, starać się być dobrym. Wszystko to są bez wątpienia wartościowe rzeczy.

            Chrześcijański pisarz Ravi Zacharias przedstawia historię Alfreda E. Smitha, byłego gubernatora stanu Nowy Jork, który w 1928 roku z ramienia Partii Demokratycznej ubiegał się o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. Kiedy Smith i jego przyjaciele wybrali się na kilkudniową wyprawę na ryby, Smith któregoś razu obudził się wcześnie rano, aby pójść do kościoła razem z paroma osobami z grupy. Próbując wymknąć się po cichu, tak aby nie obudzić śpiących, usłyszeli, jak jeden rozespany kolega szepcze: „Byłoby straszne, jakby się okazało, że mają rację!”.

            Tak, zrezygnowanie z tego Boga, odrzucenie Go lub odmówienie Mu byłoby wielkim błędem, ale nie dlatego, jakoby był On jakąś wymagającą osobą, którą zalewa krew, gdy ktoś się jej nie podporządkuje, lecz dlatego że decyzja taka oddzieliłaby nas od Istoty, która nie chce niczego więcej prócz zażyłej więzi ze swoimi stworzeniami.

Przypatrzmy się bliżej

            Kiedy ktoś bierze Biblię i otwiera Stary Testament, dzieje się coś dziwnego. Zamiast natrafić tam na zagniewanego Boga, odkrywa coś zupełnie przeciwnego. Owszem. Stary Testament przedstawia Boga, który wyraża w działaniu swoje niezadowolenie, ale przecież tak samo postępują wszyscy odpowiedzialni, kochający rodzice, gdy ich dzieci robią coś, co rani je same lub innych. Jednak Stary Testament tak naprawdę ukazuje Boga, który kocha człowieka, któremu na człowieku zależy i który za człowiekiem goni.

            Spójrzmy choćby na Psalm 23. W zaledwie sześciu wersetach Dawid oświadcza, że Bóg troszczy się i dba o swój lud tak jak pasterz o własną trzodę. Dlatego właśnie Dawid śmiało oznajmia, że choćby „chodził pośród cienia śmierci”1, zła się nie ulęknie. Mając przy sobie Niebiańskiego Pasterza, zawsze znajdzie otuchę. Punkt kulminacyjny psalmu wykracza poza wygody i opiekę pasterską. Dawid ogłasza cudowne słowa, że dobroć i łaska pójdą w ślad za nim przez wszystkie dni jego życia2.

            Świadomość, że Boża łaska będzie nam stale towarzyszyć, przyprawia o zawrót głowy. Dawid potwierdził tę piękną prawdę w Psalmie 139: „Gdzież się oddalę przed Twoim duchem? Gdzie ucieknę od Twego oblicza? Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś; jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę. Gdybym przybrał skrzydła jutrzenki, zamieszkał na krańcu morza: tam również Twa ręka będzie mnie wiodła i podtrzyma mię Twoja prawica”3.

            Najwyraźniej niezależnie od tego, co Dawid robił i gdzie się udał, Bóg nigdy się od niego nie odwrócił. Ba, historia Dawida zawiera nie tylko same sukcesy, ale też momenty nieprawdopodobnie tragiczne i niechlubne. Człowiek znany z zaangażowania się w obronę Bożej sprawy i Bożego ludu przed olbrzymem Goliatem jest tym samym człowiekiem, który cudzołożył z Batszebą, a następnie kazał zamordować jej męża, jednego ze swoich najlepszych żołnierzy. Dzieje Dawida zawierają niejedną smutną kartę.

            Jednak mimo wszystko Dawid potrafił z przekonaniem pisać, że Bóg przy nim trwa. Potrafił twierdzić, że Boża dobroć i laska będą mu towarzyszyć przez wszystkie dni jego życia.

Co naprawdę mówi Psalm 23?

            Ale to nie wszystko. Niestety, ci, którzy przełożyli Psalm 23, odarli go po części z piękna. Dawid użył tu hebrajskiego słowa radaf, które pojawia się na kartach Starego Testamentu ponad 140 razy. W innych miejscach tłumacze oddają je zgodnie z jego znaczeniem, ale, o dziwo, w Psalmie 23, gdzie piękno tego słowa powinno być w pełni ukazane, przekładają je niedokładnie. Radaf oznacza dosłownie „ścigać”, „gonić za”, „uganiać się za”. A zatem właściwy przekład Psalmu 23 mówiłby, że Boża łaska nie tyle za nami „podąża”, nie tyle nam „towarzyszy” i nie tyle „idzie w ślad” za nami, ile nas wręcz „goni”!

           Wielu mylnie sądzi, jakoby Bóg oczekiwał, że będziemy się za Nim uganiali. Większość systemów religijnych opiera się właśnie na tej koncepcji, która w dużej mierze odzwierciedla to, że ich wyznawcy służą bogom ze strachu, wierząc, że muszą ugłaskać swojego niebiańskiego władcę.

            Zastanówmy się. Niektóre religie twierdzą, że aby trafić do ichniego raju, trzeba spełniać pewne praktyki. Aby polepszyć swój status w następnym wcieleniu, karma musi być w tym wcieleniu korzystna, bo to ona decyduje, czy w następnym wcieleniu będziemy człowiekiem, zwierzęciem, owadem czy innym żywym organizmem. A więc duchowe życie ludzi ma polegać na ciągłych staraniach rekompensowania wyrządzonego przez nich zła, tak aby w następnym wcieleniu mogli być ludźmi, a nie na przykład krowami.

            Wszystkie systemy religijne tego typu opierają się na koncepcji, zgodnie z którą musimy jakoś uganiać się za Bogiem, oświeceniem, rajem albo innym celem. Według nich, postępując zgodnie z określonymi wskazówkami lub przestrzegając danych zasad, możemy się wspiąć na szczyt drabiny wiodącej ku wiecznemu pokojowi.

            Tak naprawdę różne religie świata — islam, buddyzm, ateizm i wszystkie inne — odpowiedzialność za życie wieczne i wzrost duchowy składają bezpośrednio na barki istot ludzkich. To ludzie muszą uganiać się za Bogiem, wiedzą lub czymkolwiek innym, co potrzebne jest do osiągnięcia zbawienia.

Czy chrześcijanie nie myślą podobnie?

            Niestety, tak samo mniema wielu chrześcijan. Najwyraźniej wierzą, że aby zjednać sobie przychylność i błogosławieństwo Boga, muszą się za Nim uganiać.

            Pewna kobieta chodząca do jednego z kościołów, w których wygłaszam kazania, poinformowała mnie, że chce nosić nakrycie głowy, ponieważ uważa, że Bóg będzie jej wtedy błogosławił. Potem zaczęła mi wymieniać litanię wszystkich rzeczy, które musi zmienić w swoim życiu. Cały czas powtarzała: muszę to, muszę tamto, muszę siamto. W końcu udało mi się przerwać jej słowotok, rzucając wyzwanie jej wyraźnemu przekonaniu, jakoby to do niej należało uganianie się za Bogiem poprzez porządkowanie życia duchowego (nie oznacza to wcale, jakobyśmy mieli bagatelizować pokonywanie swoich wad charakteru). Wskazałem jej, że Biblia, zwłaszcza Stary Testament, ukazuje Boga jako nie tego, który oczekuje od nas, że będziemy się za Nim uganiali, lecz Boga goniącego za nami.

            Co ciekawe, oprócz Psalmu 23 w Biblii jest wiele miejsc, które wykorzystują obraz Pasterza szukającego owiec. W Księdze Ezechiela na przykład Bóg oznajmia: „Oto Ja, Ja szukać będę owiec moich, i pytać się za niemi. Jako się pyta pasterz o trzodę swoje, kiedy bywa w pośrodku owiec swoich rozproszonych: tak się Ja będę pytał za owcami moimi, i wyrwę je ze wszystkich miejsc, kędy były rozproszone w dzień obłoku i chmury”4.

            Tę samą koncepcję widzimy w Nowym Testamencie, gdy Jezus obwieszcza swoją służbę w słowach przypominających Psalm 23. Gdy przedstawiciele ówczesnych elit religijnych wyrzekali, że Chrystus przestaje z prostytutkami, grzesznikami i poborcami podatków, nasz Pan rzekł im: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie szuka tej zaginionej, aż ją znajdzie?”5.

            Pismo Święte ukazuje Boga jako tego, który nas goni. Jako Boga, który zrobi wszystko, by zdobyć względy istot stworzonych na Jego obraz i podobieństwo, podobnie jak młody mężczyzna ugania się za młodą kobietą, która skradła mu serce. Bóg nie jest Bogiem zagniewanym. Ani nieżyczliwym. Nie stoi z założonymi rękami, czekając, aż Go znajdziemy, aż zdołamy się wspiąć do nieba, lecz zniża niebo do ziemi, stale uganiając się za swoimi zbłąkanymi owcami. Gonił nas do tego stopnia, że aby móc z nami przebywać jako jeden z nas, przyjął nasze ciało i naszą krew!

            Tak właśnie wygląda prawda o wiekuistym Bogu Starego i Nowego Testamentu.

SHAWN BRUCE

1 Ps 23,1 Biblia Wujka.

2 Ps 23,6 Biblia Tysiąclecia

3 Ps 139,7-10 Biblia Tysiąclecia

4 Ez 34,11-12 Biblia Gdańska

5 Łk 15,4 Biblia Paulińska

Źródło: Znaki Czasu — maj 2015, ss. 17-19