PIĘĆDZIESIĘCIU NAUKOWCÓW O KREACJONIZMIE
JOHN ASHTON
Czy wykształceni naukowcy naprawdę mogą wierzyć, że życie na Ziemi nie liczy sobie więcej niż dziesięć tysięcy lat?
Według teorii ewolucji życie na Ziemi zaczęło się wtedy, gdy z ciepłej zupy substancji chemicznych przypadkiem uformowały się żywe komórki, które w ciągu miliardów lat przekształciły się w rośliny, zwierzęta i ludzi. Jednak nowsze badania z zakresu kilku różnych dziedzin wskazują, że taka ewolucja „z cząsteczek do ludzi” jest niemożliwa. Według części naukowców życie i podtrzymujące je ekosystemy musiały zostać stworzone w bardzo krótkim czasie, prawdopodobnie w ciągu paru dni.
Rzucone wyzwanie
Po raz pierwszy z teorią ewolucji zetknąłem się w 1964 roku na zajęciach z geologii. Istnienie takiego bogactwa gatunków roślin i zwierząt o tak skomplikowanych funkcjach przekonało mnie, że wszystko to musiała zaprojektować wyższa inteligencja. Nie widziałem większych różnic między skamieniałymi muszlami, rybami i owadami a ich współczesnymi odpowiednikami. Ważki były mniejszymi wersjami olbrzymich prehistorycznych ważek, tak jak kot domowy jest tygrysem w mniejszej skali.
Debata pomiędzy kreacjonistami a ewolucjonistami wciągnęła mnie na dobre parę lat temu, kiedy na Uniwersytecie Macguarie w Sydney grupa chrześcijańskich studentów przeprowadziła seminarium na temat naukowych dowodów biblijnego stworzenia świata. W spotkaniu uczestniczył wybitny miejscowy naukowiec, który rzucił prowadzącemu wyzwanie, oświadczając, że nie sądzi, aby jakikolwiek naukowiec legitymujący się stopniem doktora naprawdę wierzył w Adama i Ewę albo w siedmiodniowy tydzień stworzenia. Stanowisko uczonego było zrozumiałe.
Czy wykształceni naukowcy mogliby naprawdę wierzyć, że życie na Ziemi nie liczy sobie więcej niż 10 tys. lat? Jak poradziliby sobie z zapisem kopalnym, szczątkami dinozaurów albo zawierającymi skamieniałości skałami, które według technik radioizotopowych liczą sobie miliony lat? Do tego dochodzi dryf płyt kontynentalnych oraz potężne formacje geologiczne, jak Wielki Kanion w Stanach Zjednoczonych, zdające się dowodzić, że kontynenty są bardzo stare, nie wspominając już o astronomicznych obserwacjach, które mają wspierać teorię Wielkiego Wybuchu. Jak jakikolwiek naukowiec mógłby zlekceważyć wszystkie te dowody?
Te przemyślenia i doświadczenia pchnęły mnie do przeprowadzenia dochodzenia, którego wyniki opublikowałem w formie książki pod tytułem In Six Days: Why 50 Scientists Choose to Believe in Creation (W sześciu dniach. Dlaczego 50 uczonych przyjęło koncepcję biblijnego stworzenia)1.
„Upieranie się przy materialistycznych przyczynach wszystkiego, nawet jeśli dowody wskazują na inteligentnego Stwórcę, zakrawa na religię, nie naukę. Niemniej takie właśnie rozumowanie przenika dzisiaj szkoły i wyższe uczelnie”
Zacząłem od spytania kolegów na Uniwersytecie w Newcastle, czy znają jakichś naukowców z doktoratem, którzy by wierzyli w inteligentne stworzenie świata. W końcu wymieniono nazwisko profesora biochemii na amerykańskim Uniwersytecie w Loma Linda. On z kolei podał mi następne nazwiska. Po upływie kilku miesięcy i przepływie setek e-maili zgromadziłem około osiemdziesięciu nazwisk uczonych gotowych przedstawić racje swojej wiary w dosłowny, sześciodniowy akt stworzenia i pozwolić, aby ogłoszono to drukiem.
Lista stanowi swoiste „kto jest kim” wśród czołowych naukowców, do których zaliczają się m.in.: D.B. Gower, profesor emerytowany biochemii steroidów na Uniwersytecie Londyńskim; Ker Thomson, były dyrektor Laboratorium Nauk o Ziemi Amerykańskich Wojsk Lotniczych; E.A. Boudreaux, profesor emerytowany chemii na Uniwersytecie Nowoorleańskim; W.J. Veith, dziekan Wydziału Zoologii na Uniwersytecie Południowoafrykańskim w Prowincji Przylądkowej Zachodniej; K. Wanser, profesor fizyki na Kalifornijskim Uniwersytecie Stanowym w Fullerton. Wprost nie mogłem się doczekać, kiedy zapoznam się z ich pracami.
W ciągu paru kolejnych miesięcy, kiedy nadsyłali eseje, zorientowałem się, że darwinowskim argumentom i dowodom rzucono nie lada wyzwanie. Nigdy wcześniej nie czytałem czegoś takiego.
Biologia komórkowa
Jeden z pierwszych tematów, jaki poruszono, wiązał się z najnowszymi badaniami w dziedzinie biologii komórkowej. Rezultaty badań w biochemii komórkowej oraz złożoność systemu gromadzenia i wyszukiwania informacji zakodowanych w DNA pokazały, że życie nie mogło wziąć się z czegoś nieżywego nawet na przestrzeni miliardów lat. Nazywa się to prawem biogenezy, zgodnie z którym życie pochodzi tylko od innego życia. Z problemu tego zdawali sobie sprawę już kilkadziesiąt lat temu Francis Crick, który wspólnie z Jamesem Watsonem i Maurice’em Wilkinsem otrzymał Nagrodę Nobla za odkrycie struktury DNA, oraz brytyjski astronom sir Fred Hoyle.
Kiedy to przeczytałem, pojąłem, dlaczego obecnie przeznacza się miliony dolarów na poszukiwanie życia pozaziemskiego. Nie naświetlając tego do końca opinii publicznej, naukowcy wiedzą, że aby teoria ewolucji przetrwała, muszą znaleźć dowód na to, że życie przybyło na Ziemię z kosmosu.
Odkrycie to i tak nie ocaliłoby ewolucjonistycznych założeń od konsekwencji drugiego prawa termodynamiki, które w gruncie rzeczy wyklucza samorództwo. Prawo to stanowi podwalinę wszystkich aspektów inżynierii – od projektowania atomowych łodzi podwodnych po budowę rakiet. Drugie prawo dynamiki mówi m.in., że złożoność nie może wzrosnąć samorzutnie. Nie tworzy jej dokładanie energii. Skierowanie energii tak, aby powstała złożoność, wymaga czynnika obdarzonego rozumem.
Na przykład nikt, obudziwszy się rano po trwającym do późnych godzin nocnych przyjęciu, nie stwierdzi, że przez kuchnię przeszła trąba powietrzna (albo jakaś inna postać energii), która umyła i ustawiła na swoje miejsce wszystkie naczynia, zmiotła podłogę i opróżniła kosz na śmieci. Taka kuchnia nigdy sama się nie uporządkuje, choćbyśmy jej dali na to milion lat – chyba że zaprowadzi w niej ład jakaś obdarzona inteligencją maszyna albo człowiek.
Podobnie wskutek eksplozji (energia) na złomowisku nigdy nie powstanie odrzutowiec (ani inne naprawdę przydatne urządzenie mechaniczne), choćby eksplozje następowały co sekunda przez miliard lat. Mimo to pod wieloma względami bardziej złożone niż odrzutowiec są komórki „zwykłej” bakterii. Zgodnie z drugim prawem termodynamiki komórki, umierając, rozpadają się z powrotem na tworzące je cząsteczki. Co więcej, odrzutowiec wymaga stałego udziału inteligencji, która go podtrzymuje na chodzie, bo inaczej trafi w kawałkach na złomowisko!
Drugie prawo termodynamiki opisuje powszechną tendencję do rozkładu, dezintegracji, a więc także do utraty informacji genetycznej. Właśnie to zachodzi w dzisiejszym świecie, całkowicie przecząc warunkom zaistnienia ewolucji.
Różnice w datowaniu
A co z wiekiem skał rzekomo dowiedzionym przez datowanie izotopowe? Czy stanowi ono mocny dowód wiekowości skamielin, obalający biblijną historię stworzenia? I znów najnowsze badania odsłaniają kolejny naukowy mit. Odmienne metody datowania izotopowego dają często ogromne różnice wieku tych samych skał. Wskutek szczegółowego zbadania pewnej skały jedną metodą radioaktywną otrzymano wiek 350 milionów lat, a posługując się wielokrotnie inną metodą (węgla C14), za każdym razem uzyskiwano wartość około 4000 lat. Niektórzy uczeni przyznają obecnie, że na dobrą sprawę nie wiedzą, co tak naprawdę oznaczają rezultaty datowania metodami radioaktywnymi, toteż założenia, na których się takowe opierają, podaje się w wątpliwość.
Teoria Wielkiego Wybuchu
A co z teorią Wielkiego Wybuchu, którą tak często zajmują się pisarze popularnonaukowi? Okazuje się, że i ona kuleje. Przeczy na przykład prawu zachowania liczby barionowej. Aby wybawić teorię Wielkiego Wybuchu z opresji, fizycy wymyślili teorię wielkiej unifikacji. To jednak wymaga rozpadu protonów, podstawowych cząstek atomu. Właśnie m.in. dlatego instytuty naukowe wydają setki milionów dolarów na budowę akceleratorów przyśpieszających cząstki do wysokich energii. Ale pomimo tak wymyślnej aparatury wszelkie badania w tym kierunku spełzły na niczym, brak zaś opartego na doświadczeniach dowodu niezachowania liczby barionowej stawia pod wielkim znakiem zapytania wszelkie „wielkowybuchowe” scenariusze powstania wszechświata.
Przyroda a inteligentny projekt
Autorzy niektórych prac zajęli inne stanowisko: postanowili omówić przykłady ze świata przyrody wskazujące na inteligentny projekt. Na przykład niezwykle precyzyjny system hydrolokacyjny delfinów przewyższa najlepsze zdobycze techniki hydrolokacji, jakimi dysponuje amerykańska marynarka wojenna. Zwierzęta te potrafią z odległości siedemdziesięciu metrów wykryć rybę wielkości piłki golfowej. Wykazanie, że mlaśnięcia delfinów układają się w matematyczny wzór, mający na celu przekazanie jak najlepszej informacji, wymagało wysiłku umysłowego specjalisty od teorii chaosu.
System hydrolokacyjny delfinów obejmuje m.in. soczewkę dźwiękową – złożoną konstrukcję ogniskującą emitowane fale dźwiękowe w wiązkę, którą zwierzę może skierować, gdzie chce. Soczewka taka działa dzięki temu, że różne lipidy (związki tłuszczów) zakrzywiają na różne sposoby przechodzące przez nie fale ultradźwiękowe. Aby skupić powracające echo dźwięku, różne lipidy muszą być ułożone w określony kształt i w określonym porządku. Każdy pojedynczy lipid jest wyjątkowy i inny niż normalne lipidy tłuszczowe. Powstaje w efekcie skomplikowanego procesu chemicznego, wymagającego obecności różnych enzymów.
Podobnie zdumiewa złożona budowa oczu niektórych trylobitów – wymarłych „prymitywnych” bezkręgowców. Oczy tych stworzeń zbudowane są ze skierowanych w różne strony cewek oraz specjalnych soczewek, które ogniskują światło dochodzące z każdej odległości. Soczewkę tworzy warstwa kalcytu spoczywająca na warstwie chityny – oba te materiały charakteryzują się dokładnie takimi jak trzeba współczynnikami załamania światła. Jest też między nimi falista granica o precyzyjnym kształcie. Projektant takich oczu musiał być mistrzem fizyki, który zastosował znaną nam zasadę Fermata, prawo Snelliusa, warunek Abbego i optykę ośrodków dwójłomnych.
Wyjątkowość oczu homara polega na tym, że powstały na perfekcyjnym kwadracie o precyzyjnych geometrycznych zależnościach pomiędzy poszczególnymi jego segmentami. NASA skopiowała ten projekt do konstrukcji teleskopów rentgenowskich.
Dlaczego sześć dni?
Sedno jednak sprowadza się do tego: na jakiej podstawie możemy się upierać, że stworzenie świata trwało sześć dni? Czemu nie dziesięć miesięcy albo dziesięć tysięcy lat? Zdaniem badaczy, których prace przeczytałem, istnieją miażdżące dowody naukowe świadczące, że życie musiało powstać bardzo szybko, ponieważ do przetrwania przyrody ożywionej niezbędne są kompletne organizmy i ekosystemy. Pasuje jak ulał do opisu aktu stworzenia znanego z Księgi Rodzaju.
Obecnie wielu naukowców wierzy w Boga. Jedna z prac opublikowanych w 1997 roku na łamach czasopisma „Naturę” pokazała, że 39,3 proc. amerykańskich naukowców wierzy w osobowego Boga, do którego można się modlić. Ilu z nich wierzy również w dzieło stworzenia? Nikt tak naprawdę tego nie wie, ale kilku badaczy, którzy wzięli udział w moim projekcie, wyjawiło mi, że z powodu trzymania się kreacjonizmu zostali na wyższych uczelniach wyśmiani. Nie zdziwiłem się.
Pamiętam, że kiedy pisałem pracę doktorską, mój promotor, teista pracujący wcześniej na Harvardzie, Oksfordzie i Cambridge, poradził mi z wyrażenia „inteligentny projekt” usunąć pierwsze słowo. W części poświęconej rozważaniu na temat dowodu na istnienie Boga w miejsce słowa „Bóg” miałem użyć eufemizmu „kosmiczna synergia”. W ten sposób miałem nie sprowokować do dyskusji uczelnianych autorytetów upierających się przy czysto materialistycznym wyjaśnieniu obserwacji naukowych. Poszedłem za jego radą, która okazała się pomocna: władze uczelni przyznały mi wyróżnienie za wybitną rozprawę naukową. W książce In Six Days pokazuję, dlaczego czołowi naukowcy wierzą, że nie można usunąć Boga z myślenia. Co więcej, upieranie się przy materialistycznych przyczynach wszystkiego, nawet jeśli dowody wskazują na inteligentnego Stwórcę, zakrawa na religię, nie naukę. Niemniej takie właśnie rozumowanie przenika dzisiaj szkoły i wyższe uczelnie. Prowadzi ono także do takich nielogiczności jak teoria samorództwa. Oczywiście, skoro studentom kładzie się do głowy, że są po prostu złożoną kompozycją substancji chemicznych, powstałą na skutek kosmicznego trafu, to czy można się dziwić, że niektórzy z nich żyją bez poczucia sensu i moralności, zabijając dla hecy swoich kolegów?
JOHN ASHTON
1 Lewontin Richard, In Six Days: Why 50 Scientists choose to Beiteve in Creation, Sydney 1999.
[Doktor John Ashton mieszka w Australii, gdzie jest szefem zespołu badawczego działu badań strategicznych Sannitarium Heath Food Company].
Źródło Znaki Czasu 12/2021